Od czasów "Pokłosia" i "Twarzy" z dużym dystansem podchodzę do zapewnień polskich filmowców o inspiracji prawdziwymi wydarzeniami.
A nawet kuchnia.
Inspiracja może być bardzo ogólna, odnosić się do głównego pomysłu i przetwarzać go w dowolny sposób. Bohaterowie są inni, przebieg wydarzeń także. Tylko dla orłów i Złoto dla zuchwałych też są filmami inspirowanymi prawdziwym zdarzeniem.
Rzeczywiście, filmy o których piszę mają tyle wspólnego z rzeczywistością co "Tylko dla orłów". Przy czym "Tylko dla orłów" nie jest pretensjonalny, nie usiłuje udawać, że jest realistycznym obrazem wojny.
A ten udaje udawać, że jest realistycznym obrazem czegoś? Czy tak jest może z Twarzą? To są filmy psychologiczne, dla których punktem wyjścia były fakty, które pozwoliły uwypuklić relacje między bohaterami. Są wpisane w jakieś tło społeczne bo taka konwencja została tu przyjęta.
Pokłosia nie widziałem, więc na jego temat wypowiadać się nie będę.
W coś muszą być wpisane. Jeżeli tworzy się dramat psychologiczny to jakieś tło musi być. I polska prowincja takim wdzięcznym tłem jest. Nie każdy jest Zanussim, który potrafił stworzyć fascynujące opowieści wpisane w środowisko intelektualistów. I nie każdy się odważa stworzyć taki obraz na bazie abstrakcyjnej wojny jak Bergman w Hańbie.
Twoja interpretacja jest skrajnie naiwna. Albo świadomie przewrotna. Autorzy filmów, o których piszę, w sposób rozmyślny odmalowują czarny i nieprawdziwy obraz polskiej prowincji. To jest ich "czarny Lud", z którym walczą. Nawet się z tym za bardzo nie kryją na konferencjach. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że brakuje im talentów do przedstawienia wielkomiejskiego "towarzystwa", ale przede wszystkim brakuje im do tego chęci i (lub) odwagi.
Może i kreślą. Może po części także w tych filmach, ale akurat w tym jest on ewidentnie tłem, na którym rozgrywa się to, co w tym filmie jest istotne. Na ile on jest prawdziwy bądź nie, to kwestia dyskusyjna.
I tak przy okazji to odbiegliśmy od tematu. Bo to, czy kreśli obraz nieprawdziwy i ponury to jedno, a różnica między inspiracją pewnym wydarzeniem, a oparciem się na nim to drugie.
To jest kwestia zwykłej uczciwości. Bo równie dobrze wizyta w Auschwitz mogłaby kogoś "zainspirować" do nakręcenia filmu o Żydach przerabiających aryjskie dzieci na macę. Przerysowane, ale oddające sens. Jednak twórcom o których piszę, najwyraźniej informacja o "inspiracji na prawdziwych wydarzeniach" jest potrzebna do uwiarygodnienia. Dziwię się Twojej naiwności, ale chyba zostaniemy przy swoich zdaniach.